Forum Liceum Ogólnokształcące XXXIV w Łodzi Strona Główna
FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy
Profil    Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości    Rejestracja    Zaloguj
Opowiadania napisane w nadmiarze wolnego czasu.

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Liceum Ogólnokształcące XXXIV w Łodzi Strona Główna -> Poezja
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Sheena
Modek
Modek



Dołączył: 30 Sie 2007
Posty: 48
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Z brzucha mamy >.<

PostWysłany: Pią 17:03, 31 Sie 2007    Temat postu: Opowiadania napisane w nadmiarze wolnego czasu.

I było ono.
Miasto ukryte u podnóża wielkiej, potężnej góry, w całym swym majestacie rzucającej cień na szare, brudne mury obronne, zniszczone, zdemolowane, rozpadające się budynki z czarnej cegły, i świątynia, wielka, z wybitym witrażem na froncie, niegdyś ukazującym anioła. Geneijrayet. Miasto Węża.
I byli oni.
Każdy w ciemnozielonym płaszczu snującym się ciężko po brudnych posadzkach świątynnych, po kamiennych schodach, po brukowanych uliczkach. Nazywali się dumnie „Kapłanami Węża”, tatuowali sobie na twarzach i ramionach łuskowate wąskie ciała gadów i rogate łby, długie rozdwojone języki i oczy z źrenicami wąskimi niczym nici. A ich mowa była równie sycząca, co węże, a ich ruchy były równie płynne, co węży. Ale jadu mieli w sobie nieporównywalnie więcej.
I były one, a w nich on.
Podziemia, a w nich ruch oporu. Buntownicy. Nienawistni, niewierzący, ufający tylko sobie, nie żadnym bóstwom, nie żadnym „Kapłanom”, nie Przeznaczeniu. Wierzyli w swoje miecze, wierzyli w swoją silną wolę, wierzyli w siebie samych.
I była ona.
Tabitha.

To był świt. Bladozielony. Pierwszy raz widziała takie zjawisko. Często opuszczała swoją kryjówkę stajenną, wyciągała z bladożółtych włosów słomiane rurki, źdźbła, kłosy. Schodziła bezszelestnie po drabinie z posłania pod dachem i wychylała głowę przez małe okienko, przyklękując na skrzyniach ułożonych wzdłuż ścian. I patrzyła na świtanie, kiedy granatowe niebo między górami bladło, po jego bladości następował szkarłatny rumieniec, który przemieniał granat we fiolet, a sam różowiał z radości. Al.e nie tym razem, tym razem świt był bladozielony, a gwiazdy przestraszone uciekały przed tą dziwną, złowieszczą łuną w głąb ciemności zanikającego nocnego nieba.
Tabitha patrzyła, otwierając szeroko oczy ze zdumienia, oczy w takim samym, bladozielonym kolorze, w których igrały brązowe iskierki. Otworzyła usta, oddychała cicho chłodnym powietrzem poranka. Spokój zieleni przedzierał się przez opustoszałe uliczki Geneijrayet niczym wąż. Dziewczynka zeszła ze skrzyni, poprawiając futrzaną spódniczkę na chudych nogach i wybiegła, zupełnie bosa i zmarznięta, ze stajni. Mknęła alejkami, a jej małe stopy uderzały głośno o kamienie. Biegła, biegła, coraz bardziej zmęczona, coraz ciężej przychodził jej oddech, coraz głośniej wciągała powietrze nosem, jej klatka piersiowa falowała coraz mocniej i mocniej, nogi uginały się w kolanach coraz bardziej i bardziej, a ona biegła, coraz dalej i dalej, do świtu, do zieleni, do spokoju, byle dalej stąd, byle uciec, była odetchnąć zielenią, byle dotknąć jej magii.
Ale dotknęła kapłańskiej szaty. Na twarzy poczuła szorstką, męską dłoń. Zadarła główkę, aby spojrzeć w żółte oczy gada. Wciągnęła głośno powietrze, a wraz z nim ostry opar, piekący w podniebienie, tchawicę, rozlewający się po płucach, uderzającym do głowy. Wywróciła oczy, błysnęły białka. Opadła w ramiona Kapłana, który niósł ją później bez cienia zmęczenia ulicą, idąc bardzo powoli, snując się wręcz, a po jego twarzy błąkał się uśmiech, blady i złowieszczy, jadowity. A mała Tabitha leżała bezwładnie na jego szerokich ramionach, dysząc, kręcąc słabo głową, szukając spokoju zieleni.

Snuł się po jej ciele. Wybudziło ją ze swoistego pół-snu grzechotanie. Jego skóra nieprzyjemnie łaskotała jej kolana, uda, brzuch, piersi, ramiona, szyję. Muskał ją językiem po twarzy. Brunatny zygzak od głowy po koniuszek ogona. I ten zapach, ostry, palący podniebienie, drażniący tchawicę, wypełniający płuca, uderzający do głowy. Wywróciła oczy i znowu spojrzała w żółte, gadzie źrenice, pochylające się nad nią. Młoda twarz, piękne, czarne włosy opadające na ramiona, zbłąkany jadowity uśmiech. Chciała, aby podał jej szorstką dłoń i wyciągnął ją z pułapki dymu, którym była osnuta. Aby zdjął z niej węża, który pełzał po jej odsłoniętym, nagim ciele. Aby jej pomógł. Ale on tylko był, przez krótką sekundę mogła jedynie nasycić się jego widokiem, jego istnieniem, jego bliskością.
I ten okropny, odurzający zapach.
Mamo, które kwiaty tak pięknie pachną? Biegłam ogrodem, zielona trawa muskała mnie po łydkach, miałam kilka lat, i czułam ten piękny zapach. Mamo, które to kwiaty? Róże, Tabitho. To te wielkie, czerwone, o dużych okrągłych płatkach. Ale nie zrywaj żadnego, bo zdarzy się nieszczęście, nie dotykaj nawet palcem. Pobiegłam do krzewu, był wielki na całą ścianę domu, obsypany kwiatami tak gęsto, i odurzający zapachem tak mocno, że tylko stałam i czerpałam z widoku, zapachu, z jego istnienia. Wyciągnęłam dłoń, chciałam być bliżej kwiatu, chciałam jeden zamknąć w dłoniach.
Coś syknęło złowieszczo. Czy to róże? To wąż. Gruby, olbrzymi, przyczajony pod krzewem, zwinięty i gotowy do wystrzelenia w moją stronę jak błyskawica. Zapomniałam o kwiatach, uciekłam. Tabitha, Tabitha!
Tabitha! Obudź się, obudź! Chciałaś zobaczyć wschód słońca, swój pierwszy wschód słońca w życiu!
Świece płonęły czerwonym ogniem, rozpraszając ciemność pomieszczenia, ciemność nocy. Dym, smugi dymu, odurzającego dymu. Jasnozielone oczy z brązowymi iskrami przewracały się we wszystkie strony. Nie było spokoju, nie było zieleni, był zabójczy dym, i tylko syk, i tylko szept, i tylko szloch, i tylko nic. Za to był on, stał tam. Stał nad czarną wąską skrzynią bez wieka, wewnątrz której kłębiły się węże. Czerwone, czarne, brunatne, szare, błyszczące, matowe, wąskie, tłuste, syczące, plujące jadem. Rozłożył ramiona, a dziewczynka stała dwa kroki od skrzyni, patrzyła nieprzytomnie.
Tabitha, śmiało. Jesteś już dużą dziewczynką. Skończyła wtedy pierwszy rok życia, też stała w ogrodzie, ale nigdy nie uczyniła kroku, bała się, bała się upadku.
- Nie bój się.- cichy szept przedarł się przez syk węży niczym słodka melodia, kojący głos czarnowłosego mężczyzny o oczach gada, żółtych jak słońce.
Tabitha, śmiało. Jesteś dużą dziewczynką. Skończyłaś pierwszy rok życia, stoisz w ogrodzie, ale nigdy nie uczyniłaś kroku, bałaś się, ale teraz nie upadniesz, on cię przyzywa, on chce cię skryć w ramionach, on chce ci pomóc. Zielona szata, spokój, cisza. Biegnij, biegnij!
Krok naprzód. Kolejny. Była blisko, uderzyła kolanami o skrzynię pełną węży.
Chodź, chodź do mnie, Tabitha, zdolna dziewczynka, kochana. Uśmiechnij się, to nic strasznego.
Uśmiechnęła się nieprzytomnie, a on trwał z rozpostartymi ramionami, a na jego ustach błąkał się jadowity uśmiech. Jeszcze jeden krok.
Bała się upadku. Szła dzielnie, przedzierając się między gryzącymi ją w łydki gadami, nogi odmawiały posłuszeństwa, ciążyły jej niemiłosiernie. Jeszcze jeden krok, być jak najbliżej niego, podejść i odetchnąć w ramionach, w zieleni, we świcie.
Opadła na kolana tuż przed nim, roześmiała się, jad toczył się żyłami po całym jej ciele, nogi były sine, opuchnięte. Nie miała już siły, ale była tak blisko niego. Podejdź, podejdź.
- Pójdziesz z nimi.- usłyszała i poczuła, jak odpycha ją od siebie, jak upada plecami w gadzie kłębowisko, jak węże rzucają się na nią.
Skrzynię przykryto i opuszczono w dół pod ołtarzem. Ustawiono obok dziesiątek innych, takich samych skrzyń, z ciałami takich samych dziewczynek, zabitych przez takie same węże. A on stał i modlił się w syczącym języku do swego wężowego bóstwa, a zieleń jego szat emanowała spokojem, zwiastującym kolejny świt.



Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Liceum Ogólnokształcące XXXIV w Łodzi Strona Główna -> Poezja Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group